KNF wzorem krajów unijnych zamierza zlikwidować licencję dla finansowych rekinów :) przynajmniej takie info zaserwowało ostatnio kilku pismaków, niezgrabnie jednak i powierzchownie formułując zagadnienie. nie idźcie tą drogą ja powiadam :)
proponowane rozwiązanie zastępcze jest w moim odczuciu znacznie gorsze. wszelkie kary dla podmiotów i tak odbiją się czkawką na "niewinnym" pracowniku. nie trzeba być tytanem intelektu by domyślić się, że przepisy egzekwowane wobec instytucji całkowicie stworzą skorupę ochronną dla "błędu maklera".
Faktem jest, że na dziś dzień popyt na maklerów ugina się pod presją podaży. jest to jednak strasznie zrożnicowane regionalnie (Warszawa-przepaść-inne duże miasta-przepaść). faktem jest jednak również, że Polska jako "emerging markets" ma przed sobą dobre perspektywy. na nasz rynek wchodzą "niezależne" Goldmany czy Morgany. zapewne własności intelektualnej będą szukać nie tylko u Kazia, donosiciela spod budki z piwem :) rozwój firm oraz powstawanie nowych zmusi rynek do selekcji i naturalnego podwyższania kwalifikacji. w zestawieniu z polską demografia, może sie okazać, że w przyszłej hossie braknie specjalistów. tym bardziej, że tych elitarnych, tj. doradców inwestycyjnych, już tak dużo nie ma. a parkiet weryfikuje umiejętnosci i często gęsto po bessie niektóre nazwiska są "spalone mentalnie". płynnosc i rotacja jest więc zachowana. oczywiscie mamy również sporo tzw betonów, którzy nabyli licencję xx lat temu (gdzie na egzaminie nie było kalkulatorów, a polski rynek kapitałowy dopiero raczkował) i siedzą dziś kurczowo na posadach - spoczęli na laurach. co jednak z młodymi? egzamin jako tako weryfikuje zdolności, bynajmniej (nie twierdze że eliminuje) ogranicza ingerencje "niewidzialnej ręki rynku" przy oferowaniu komuś posady. naturalnie sam papier niewiele daje (sporo nieopierzonych studentów dysponuje już kwalifikacjami, bez pojęcia o zawodzie, zero praktyki), ale jest w pewien sposób udokumentowanym świadectwem pasji i znajomosci rynku.
makler bywa sprzedawcą marzeń. doradca pełni już inną rolą, znacznie bardziej opiniotwórczą. jesli jestem laikiem i idę po poradę, to najchętniej reflektuję kogoś czyje umiejetnosci potwierdza egzamin. myślę, że likwidacja tego etapu otworzy kuchenne drzwi dla tych, którzy wolą wiecznie na skróty. czy firma np. za rok, poszukując kandydatów do wykonywania określonych czynnosci będzie kierowała się etykietą bądź jej brakiem? nie wiem. ale jestem przekonany, że powinna.
biorąc pod uwagę opieszałość naszych polityków powinniśmy być spokojni o zachowanie status quo jeszcze przez długi czas. jeśli zmiany nastąpia błyskawicznie znaczy, że jakieś siły (zewnętrzne?) usilnie forsują temat, pytanie dlaczego? pomijając dostęp do technicznej ścieżki rozwoju kariery i właściwych narzędzi - polscy maklerzy czy doradcy wcale nie odbiegają od odpowiedników niemieckich, holenderskich czy norweskich. przynajmniej takie mam wrażenie :) niestety nie wszystkie przykłady czerpane z bogatszych państw są godne naśladowania.
sądzę, że srodowisko maklerów i doradców niechętne będzie na takie radykalne zmiany.
droga do źrodła prowadzi zazwyczaj pod prąd i tego się trzymajmy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz